Na ogół mam tylko trochę nerwów związanych z porodem, ale ten czas był dla mnie zdecydowanie najbardziej stresujący.
Po pierwsze, po błyskawicznym porodzie Star w sali triage, martwiłam się o dotarcie do szpitala na czas. Bardzo chciałam mieć znieczulenie zewnątrzoponowe, ale jeszcze bardziej chciałam nie mieć dziecka w domu lub w samochodzie.
A po drugie, po wszystkich wczesnych problemach z krwotokiem podkosmówkowym, czułam się po prostu wyjątkowo zaniepokojona, żeby wszystko poszło gładko.
Podczas mojego ostatniego USG, w 33 tygodniu, technik nie powiedział nic o krwotoku, więc w końcu zapytałam o niego, gdy wszystko odkładała, a ona powiedziała, że go nie widziała, ale nawet gdyby tam był, prawdopodobnie nie byłaby w stanie go zobaczyć w tym momencie, ponieważ dziecko było zbyt duże. Byłam więc trochę zaniepokojona, że może nadal tam wisieć, niewidocznie, i powodować problemy podczas porodu.
Moja mama początkowo planowała przyjść tydzień przed moim terminem porodu, ale w miarę zbliżania się terminu, obie zdecydowałyśmy, że bezpieczniej będzie dla niej przyjść w dniu mojego terminu porodu, aby miała większe szanse nie spędzić całego tygodnia czekając na dziecko, które może się spóźnić, jak inne dziewczyny (które spóźniły się o 8 dni, 7 dni i 4 dni).
Przy wizycie w 39 tygodniu miałam 70% rozwarcia i rozwarcie na 3-4, ale miałam prawie dokładnie takie samo rozwarcie w 39 tygodniu ze Star, a ona nie urodziła się przez kolejne 11 dni, więc nie robiłam sobie nadziei.
Miałam też nadzieję, że ominą mnie urodziny Star, więc ucieszyłam się, gdy jej urodziny nadeszły i nie pojawiło się żadne dziecko.
Dwa dni przed terminem miałam 70% rozwarcia i rozwarcie na 4. Lekarz zaplanował mi indukcję w 41 tygodniu, na wszelki wypadek, gdybym zaszła tak daleko.
Moja mama przyjechała w środę wieczorem, a ja miałam cichą nadzieję, że tak jak w przypadku narodzin Star, zacznę rodzić lub pękną mi wody w ciągu kilku godzin od jej przyjazdu.
Ale nic z tego.
W środę w nocy strasznie spałam, zarówno dzięki temu, że byłam w 40 tygodniu ciąży, jak i dzięki temu, że czułam się zdenerwowana tym, że nie będę rodzić. Miałam nadzieję, że nie będzie to kolejne cztery lub pięć dni.
W czwartek rano miałam prowadzić zajęcia w przedszkolu, plus miałam zaplanowaną rozmowę konferencyjną, więc przynajmniej miałam kilka rzeczy, które mnie zajmowały.
Rano miałam kilka skurczów tu i tam, ale ustąpiły one po kilku godzinach i nigdy nie były bardzo spójne lub bolesne, chociaż wydawały się o włos poważniejsze niż skurcze Braxtona-Hicksa.
Po ciszy, moja mama i ja zabrałyśmy dziewczynki do parku i bawiły się przez ponad godzinę, podczas gdy ja i moja mama siedziałyśmy w słońcu i rozmawiałyśmy.
Bart pracował w domu przez ostatnie kilka dni, ponieważ jego biuro jest na tyle daleko, że martwił się, że całkowicie przegapi poród, jeśli zacznę rodzić, gdy on będzie w pracy.
Moja mama zasugerowała, żebyśmy wyszły na kolację, więc wróciłyśmy do domu, żeby odebrać Barta i ruszyłyśmy. Ani całkowicie się rozpadła i w ciągu kilku minut od wejścia do samochodu była zdenerwowana. Znowu zaczęłam mieć kilka skurczów, ale żaden nie był bolesny ani długi.
Zjedliśmy uroczy obiad w Liberty Market i wróciliśmy do domu, aby położyć dziewczynki do łóżka. Planowałam pójść z mamą do klubu książki, ale czułam się bardzo zmęczona po moim marnym śnie w nocy i chciałam po prostu iść do łóżka.
Z każdym skurczem tego ranka miałam nadzieję, że będą one silniejsze i bardziej spójne, ale teraz bałam się, że będę rodzić, ponieważ byłam tak zmęczona, a myśl o porodzie brzmiała zupełnie przytłaczająco.
Szybko położyłyśmy dziewczynki do łóżek, ja włożyłam piżamę, a moja mama, Bart i ja usiedliśmy na kanapie. Miałam jeszcze kilka skurczów i były one nieco bardziej bolesne, ale nie było to coś, przez co nie mogłam rozmawiać, ani nie wyglądało to na prawdziwy poród.
O 9:00 Bart powiedział: „Dlaczego po prostu nie pojedziemy do szpitala? Jaka jest najgorsza rzecz, która mogłaby się stać?”. Oparłam się, ponieważ w ciągu ostatnich 3 godzin miałam może z tuzin skurczów, które trwały tylko około 10 sekund i nie były szczególnie bolesne.
Ale potem miałam kolejny skurcz i pomyślałam: „Naprawdę nie chcę przegapić znieczulenia zewnątrzoponowego”, więc zebraliśmy nasze torby i przygotowaliśmy się do wyjazdu. Ella wciąż nie spała i była bardzo podekscytowana myślą, że tej nocy możemy mieć dziecko. Moja mama pstryknęła zdjęcie naszej trójki i byliśmy w drodze.
Szpital jest tylko kilka mil od naszego domu i dotarliśmy tam tuż przed 9:30. Podczas jazdy nie miałam ani jednego skurczu, co sprawiło, że pomyślałam, że mogę zostać odesłana do domu, ale kiedy wysiedliśmy z samochodu, dostałam kolejnego i było to na tyle niekomfortowe, że powiedziałam Bartowi, że cieszę się, że przyjechaliśmy do szpitala.
Poszliśmy na salę porodową i zameldowaliśmy się. Czułam się zupełnie dobrze i martwiłam się, że nie potraktują mnie poważnie (co stało się ze Star i jest powodem, dla którego przeszłam przez okres przejściowy, czekając w holu, podczas gdy oni półgłosem próbowali znaleźć dla mnie pokój), ale zabrali mnie na oddział intensywnej terapii i przebrałam się w szpitalny fartuch.
Pielęgniarka sprawdziła mnie i powiedziała: „Jak myślisz, na jakim etapie jesteś?”. Nie miałam pojęcia, ale byłam zachwycona, kiedy poinformowała, że mam 6. Zapytała, jaki mam plan porodu, a ja odpowiedziałam: „Znieczulenie zewnątrzoponowe!”, a oni powiedzieli, że załatwią to, jak tylko znajdę się na sali porodowej.
Inna pielęgniarka przyjechała, żeby włożyć mi kroplówkę i kompletnie spieprzyła tę na prawej ręce, dając mi dużego guza, a to bolało jak szalone. Ona nie była moją ulubioną osobą tej nocy.
Szybko dostała tę w moim lewym ramieniu usytuowaną i wtedy inna pielęgniarka pojawiła się, żeby zrobić wszystkie informacje rejestracyjne, które wydawały się trwać wiecznie. Mogłam powiedzieć, że miałam kilka skurczów, ale były one tak niewielkie, że ledwo je zarejestrowałam. Naprawdę nie czułam się w ogóle jakbym rodziła.
Około 10:30 dotarliśmy do jednej z rzeczywistych sal porodowych, a pielęgniarka podłączyła monitory i napisała wszystkie informacje na tablicy, w tym imię naszego dziecka, co wydawało się takie surrealistyczne.
Około 10:45 lub 10:50 zjawił się anestezjolog, który kazał założyć znieczulenie zewnątrzoponowe i zrobić to w mniej niż dziesięć minut. Mogłam poczuć, że zaczyna działać niemal natychmiast i po raz pierwszy z moich trzech znieczuleń zewnątrzoponowych, miałam uczucie mrowienia od pasa w dół, jakby moje nogi zasypiały, z tym dziwnym uczuciem szpilek i igieł.
Doktor pojawił się kilka minut później i powiedział mi, że jestem na 10. Najwyraźniej moje ciało jest naprawdę dobre w uzyskiwaniu pełnego rozwarcia bez dużego bólu.
Niemal natychmiast poczułam duży nacisk i powiedziałam, że jestem gotowa przeć, kiedy tylko będę mogła. Kiedy lekarz i pielęgniarki przygotowały się, nagle zaczęłam odczuwać pragnienie i zrobiło mi się trochę niedobrze, więc pielęgniarka podała mi szklankę lodu. W ciągu minuty poczułam się znacznie lepiej i nadszedł czas parcia.
Po czterech zestawach parć i dziewięciu minutach w sumie, Tally urodziła się o 23:31. Zarówno Ella, jak i Star miały pępowinę owiniętą wokół szyi, co było moim kolejnym zmartwieniem, ale tym razem pępowina była faktycznie dość krótka i ledwo mogłam ją utrzymać, dopóki Bart nie przeciął pępowiny (robił to po raz pierwszy – nigdy nie był zainteresowany robieniem tego w przeszłości).
Pozostałe trzy dziewczynki były dość spokojne po urodzeniu, ale Tally była wściekła jak diabli i płakała i płakała przez około 15 minut. Spróbowałam ją karmić po kilku minutach, a ona natychmiast się przyłączyła, co zrobiło na nas obu ogromne wrażenie.
To był pierwszy raz, kiedy urodziłam dziecko w nocy i było to zaskakująco spokojne i pokojowe. Gdy pielęgniarka wszystko wyczyściła, a ja karmiłam dziecko, wciąż odpływałam w sen, a po około 20-30 minutach pielęgniarka zabrała ją, aby ją zważyć i ogłosiła, że waży 8 funtów i 10 uncji, co czyni ją naszym drugim najmniejszym dzieckiem (Ella ważyła 7 funtów i 7 uncji, Ani ważyła 8 funtów i 12 uncji, a Star ważyła 10 funtów i 1 uncję).
Bart trzymał ją przez chwilę na kanapie, ale potem też zasypiał, więc włożył ją do kołyski, żeby jej nie upuścić.
Pielęgniarka zapytała, czy mogę wstać, a ja powiedziałam jej, że nie ma mowy, bo nadal jestem całkowicie oszołomiona i zdrętwiała od znieczulenia zewnątrzoponowego. Przyniosła ten przyrząd do chodzenia i pomogła mi w nim, a kilka sekund później zemdlałam (chyba to pokazało jej, że nie żartowałam).
Pomogła mi wrócić na łóżko, zjadłam kilka przekąsek i powiedziała, że mogę odpocząć przez kolejne 30-60 minut. Dryfowałam w i ze snu, a około 90 minut później, pomogła mi wsiąść na wózek inwalidzki i wszyscy udaliśmy się do sali poporodowej.
Do tej pory była już prawie 3 w nocy, i w końcu miałam wystarczająco dużo czucia w nogach, by (OSTROŻNIE) pójść do łazienki i przebrać się w piżamę.
Bart osiadł na zbyt krótkiej kanapie/łóżku, a ja znów karmiłam Tally i spotkałam się z pielęgniarkami, które zrobiły nam pomiary, zanim sama zasnęłam.
Następny dzień był taki senny – uwielbiam ten czas w szpitalu z nowym dzieckiem i nic do roboty poza trzymaniem go, drzemką i pozwalaniem innym dziewczynom na odwiedziny.
Moja mama przyprowadziła je przed lunchem i zostały na około godzinę, a potem przyszły ponownie po kolacji. Resztę dnia spędziłam na jedzeniu około dziesięciu tysięcy przekąsek (pozdrawiam, malutkie krakersy z masłem orzechowym, a także batoniki Nutrigrain), kończeniu książki i przytulaniu dziecka.
Cały dzień była całkowicie miła i spokojna, ale potem około 9:00 zaczęła karmić piersią, a potem DID. NIE. STOP. do 3:30 w nocy. Jeśli nie karmiła, to po prostu płakała bez przerwy. Więc to był rodzaj nie super porywającego zakończenia pobytu w szpitalu.
W sobotę rano, po prysznicu i wypełnieniu mnóstwa papierkowej roboty, wypisaliśmy się i ruszyliśmy do domu, do tłumu chętnych starszych sióstr.
Ciężko mi uwierzyć, że mam cztery małe dziewczynki i jak bardzo kocham każdą z nich.
- Share
- Tweet
- Pin
.