Fani zespołów jam-bandowych zawsze musieli robić „tak-but”. Na przykład, „(nazwa zespołu idzie tutaj) jam świetnie, nawet jeśli („Tak-ale” tutaj) ich songwriting jest, powiedzmy, nie przytłaczający.” I wtedy dochodzimy do wybitnego wyjątku: Achilles Wheel. Tak zdolny zestaw graczy, jaki tylko można znaleźć: Jonny „Mojo” Flores (gitara prowadząca, wokal), Paul Kamm (gitara rytmiczna, wokal), Shelby Snow (bas, wokal), Ben Jacobs (klawisze – również członek Grateful Bluegrass Boys i Poor Man’s Whiskey) oraz Mark McCartney (perkusja, wokal).
Ale jest powód, dla którego ich najnowsze wydawnictwo, Live on Wesley’s Road, jest trzypłytowym potworem: jest tam tyle dobrych piosenek. Zebrane z kilku koncertów w 2019 roku, Wesley’s Road, nazwane tak na cześć ich zmarłego przyjaciela i sąsiada, stalwarta społeczności muzycznej Nevada City, Wesleya Robertsona, jest ogromną ucztą wspaniałego grania i wspaniałych piosenek.
Takie otwarcie, które zaczyna się od bezbłędnego chóru a capella przed ładowaniem się w ripshitową wersję tanecznego up-tempo Paula „Celebrate Today”. Po nim następuje „Cross the Bridge” Jonny’ego, w którym Shelby i Mark trzymają się mocno groove’u z niesamowicie swingującą partią klawiszy Bena… i to jeszcze zanim dojdziecie do gitarowego prowadzenia.
Mówiłem, że są tu tony dobrych piosenek, ale fajne jest to, że są one bardzo zróżnicowane, od latynoskiego swingu „Black Sara” do cudownego dziwactwa tekstów „We Dreamed of Flying Cars,” z „Honey Bee Wine. „, gdzie ich dodatkowe harmonijne wokale przywodziły mi na myśl Elvis’s Jordanaires, do zadziwiająco rozciągniętego jamu w „Stones to Sand.”
I tak dalej. Mógłbym zamienić to w rozprawę, ale nikt nie musi mnie słuchać. Pamiętacie „pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze”? To prawda. Idźcie do https://achilleswheel.com/shop i kupcie ten album, a usłyszycie o czym mówię. A+ i o wiele więcej niż bardzo polecam.