Nigdy nie byłem mały i nigdy nie myślałem o tym zbyt wiele. Albo raczej: Nigdy nie myślałem, że myślę o tym dużo. To, co myślałem, że myślę, to: Mam 5 stóp i 4 cale wzrostu, i to jest ciało, w którym jestem, to są płytki nasadowe, którymi zostałem obdarowany, to jest mój kąt widzenia świata – i nic z tego mnie nie definiuje. Jestem większy niż to wszystko, myślałem, myślałem.
Nie mówię, że nie byłem świadomy. Niemożliwe jest bycie nieświadomym, kiedy, powiedzmy, idziesz naprzeciw miejskiego tłumu, który nie rozstaje się z tobą tak, jak rozstaje się z Dużym. Albo na imprezach. Na imprezach miałem metr pięćdziesiąt cztery, byłem poniżej linii wzroku w tym kłębowisku łokci i pach, musiałem wołać ludzi, żeby się pochylili, żeby mogli usłyszeć mój kiepski żart po raz drugi. Byłem wielkim notatorem sprzączek od pasków, wielkim identyfikatorem otomany. I mogę powiedzieć z dużą dozą anegdotycznej pewności, że to wszystko jest dokładnie tym, czego można się spodziewać/obawiać. Zanurz się w masie feromonalnie czerwonych ciał na niskim poziomie kolektywnego zahamowania, a zaufaj mi, możesz poczuć, jak statystyki ożywają: Czy słyszałeś, że hetero-zależne kobiety wolałyby mieć dużego mężczyznę?
Nie żebym zwracał na to zbytnią uwagę. Byłem większy niż to.
Kiedy byłem w moich wczesnych latach dwudziestych i czymś w rodzaju buffa do ćwiczeń, zażartowałem do męskiego przyjaciela, że moja skromna klatka piersiowa może kwalifikować mnie jako „żigolaka” dla „bogatych mamuś”. Odpowiedział, nie żartując, że nie ma rynku na mój wzrost wśród „bogatych mamusiek” lub, w rzeczy samej, wśród jakichkolwiek kobiet. Zasugerował, żebym zamiast tego zaoferował się na rynku niedźwiedzia.
Od tamtej pory myślę o tej wymianie zdań, i nie jestem pewna dlaczego.
Jestem ponad to, po wszystkim. Muszę być. Jeśli zasięg człowieka nie może przekroczyć jego łuski (mówi człowiek z mniejszą ilością łuski), to pewnie i tak jest niewypałem w byciu człowiekiem, prawda?
(I co z tego, że przez wiele godzin był zahipnotyzowany klipami Supermana uderzającego w potwory o wiele, wiele większe od Supermana i wysyłającego je w kosmos? To wystarczająco normalne. Nic nie znaczyło. Nikt nie chce oglądać Supermana uderzającego w coś mniejszego od Supermana, oczywiście. To byłoby żałosne).
Po trzydziestce byłem już mocno osadzony w świecie tak skarlałym przez gigantyczne budynki, ogromne aspiracje zawodowe i przerośnięte osobowości, że wzrost – przekonywałem sam siebie – po prostu nie miał znaczenia. Mój „zawodowy” świat był co najmniej kabuki dorosłości, gdzie pieniądze, talent i dowcip kształtowały teren randek dla nie-Adonisów w każdej skali. A we wszystkich tych kategoriach plasowałem się solidnie, bezpiecznie w dolnej części środkowej stawki, więc było mi dobrze, prawda? I tak oto wiodłem niezbyt wyróżniające się, w większości pozbawione przygód romantyczne życie w Nowym Jorku, jak tysiące innych medialnych głąbów, wysokich i niskich. Kariera toczyła się dalej. Po pewnym czasie, i wystarczającej ilości obrotów kołem, poznałam kogoś wspaniałego. Ożeniłem się. Miałem dzieci. Prześlizgnąłem się z moimi maleńkimi genami przez linię mety, zapewniając nowe pokolenie podrostków.
A potem, w zeszłym roku, znalazłem się przy pisaniu powieści dla młodzieży o niskim chłopcu sfrustrowanym swoim wzrostem. Nie ja wpadłem na ten pomysł; przesłanki i podpowiedź pochodziły od kolegi. Nigdy by mi to nie przyszło do głowy. Nigdy nie pisałem dla konkretnego ciała fizycznego. Wszyscy bohaterowie białych facetów w moich wielu poprzednich, zawsze porzuconych powieściach o białych facetach z szuflady mieli jakiś nieokreślony, całkowicie nieistotny średni wzrost. Byli po prostu umysłami szamoczącymi się na średniej wysokości. Przyciśnięty do muru, powiedziałbym, że prawdopodobnie wyobrażałem ich sobie na 5 stóp-8, średnio. Może egzystencjalnie niscy, ale fizycznie? Nie pisałem realizmu magicznego! Nie, moi kolesie byli po prostu średnio wykształconymi facetami średniego wzrostu w umiarkowanie zabawnych picareskach. Przygniatani przez współczesne życie, ale nie przez, powiedzmy, swoje dziewczyny czy lampę.
Chodzi o to, że ja nawet zrobiłem moich schmoes wyższych niż ja. Nigdy nawet nie zauważyłem, że to robię, bo byłem tak zajęty niezauważaniem tego, jak 5 stóp-4 byłem.
A potem, w zeszłym roku, podczas pisania tej powieści YA, uderzyła mikrotragedia: Straciłam jedną czwartą cala.
Znam ludzi, którzy mogliby stracić ćwierć cala i nie tęsknić za tym. Dla tych ludzi – nazwijmy ich lumpentall – zaledwie 0,25 z 72 lub tak jest jak utrata dziennych odsetek od solidnie zdywersyfikowanej fortuny rodzinnej. Nie jestem jednym z tych ludzi. Jeśli chodzi o wysokość, żyję z dnia na dzień i bardzo blisko podłogi. Utrata tego ćwierć cala była znacząca. Wrzuciła mój wskaźnik masy ciała na terytorium żółtego alarmu. Spowodowała swobodną rozmowę lekarzy o „teleskopowaniu kręgów”, której nie do końca rozumiałem, ale brzmiała jak zła wiadomość dla człowieka o wzroście 5 stóp i 4 cali.
Przepraszam: 5 stóp, 3 cale.
Nigdy nie wiedziałem, jak bardzo zainwestowałem w 5 stóp-4, psychologicznie i self-image-wise, dopóki nie odszedł – i tak, to musi być najsmutniejszy riff na liryk Joni Mitchell kiedykolwiek popełnione do druku. (Joni Mitchell ma 5 stóp-6, przy okazji, jest przeklętą gigantką.) 5 stóp-4 było moim oficjalnym, for-the-record, prawem jazdy – wzrostem przez prawie 30 lat – i okazało się, że to kłamstwo, strukturalne kłamstwo, podłużne. Wystarczyło jedno zimne shaddak! stadiometru, jedno metaliczne stuknięcie w czubek mojej głowy, by pielęgniarka sprowadziła mnie na ziemię. To nie powinno być odczuwalne jako upadek. Ale tak było.
Teoria Teleskopii Kręgosłupa, najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem utraty mojego ćwierć cala było to, że nigdy go nie miałem. Okazało się, że 5 stóp-4 to nie był mój wzrost, ale mój wzrost docelowy, którego nigdy nie osiągnąłem. Najwyraźniej zaokrąglałem w górę do następnego cala od czasu dorastania, a zaokrąglanie w górę do następnego cala jest tak powszechne wśród dorastających chłopców, że wykreślono je całkowicie z zapisu hipokampowego. Aspiracja, która skamieniała w rzeczywistość, 5 stóp 4 okazała się dekady później asymptotą, horyzontem, którego nigdy nie osiągnę.
Kończyłem książkę o dzieciaku, który rośnie z 4 stóp-11 do 7 stóp-2, godząc się z tym, że ma 5 stóp-3, a nie 5 stóp-4, i po raz pierwszy musiałem zadać sobie pytanie: Co to znaczy być niskim? Co, jeśli naprawdę musisz żyć w ciele, które ci dano? A nie tylko jeździć nim jak wypożyczonym?
„Niski człowiek” to nie do końca tożsamość. (Te standardy są po prostu zbyt wysokie, a godziny pracy na Twitterze zniechęcające.) Co pozostawia to jako łagodną obelgę, rzadkie tabu XXI wieku. Dziś o wiele częściej zmagamy się z „krzywymi kobietami” niż z drobnymi mężczyznami. Ci ostatni to wciąż mała tragedia. Kompleks Napoleona, syndrom niskiego mężczyzny, itd. – to rzeczy, o których lumpentale nie lubią mówić. Są to również rzeczy, które zostały przez nich potwierdzone, ponieważ uważają, że gniew małych mężczyzn (q.v., dzieci) jest bardziej zabawny/denerwujący niż groźny/autorytatywny, i muszą intelektualizować swoją irytację w racjonalne uzasadnienie: Oni po prostu kompensują, biedacy. Niech się uspokoją.
Krótki Człowiek nie jest obelgą, ani syndromem, ani kompleksem; ale jest to nastrój. Zestaw podejrzeń, naprawdę: Nie patrzy mi się w oczy. Nie jestem traktowany jak dorosły. Mówi się do mnie jak do dziecka, ciągle się mnie uczy. Nauka mówi, że nie jesteśmy złymi, małymi Pescissami, ale podstępnymi zbieraczami. Nauka proponuje również coś, co nazywa się Obciążeniem Stawów Bocznych, celowe i strategiczne niepokojenie kości długich w celu uzyskania dodatkowej długości po dojrzeniu i połączeniu. Nauka trochę się o nas martwi, jakby obawiała się, że zastrzelimy kogoś podczas gry w pokera lub zdobędziemy Austerlitz w podstępnym ataku.
Dla mnie, żadne z tych zmartwień nie brzmi super zdrowo. Ale prawdopodobnie jest zdrowsze i bardziej realne niż ślepy odwrót od mojego własnego ciała, w którym brałem udział przez dziesięciolecia, zaprzeczenie/dekoncentracja/detachment tak nieważki, że był praktycznie doświadczeniem poza ciałem.
Przy wzroście 5 stóp-3 w średnim wieku, życiu spędzonym w 50 procentach, zbliżającej się teleskopizacji kręgosłupa, wzroście, który od tej pory będzie się zmniejszał, nadal mam zerowe szanse na zarabianie pieniędzy jako żigolak dla bogatych matek, ale przyzwoity strzał w życie w moim ciele po raz pierwszy. Albo dlatego, że mam więcej pewności siebie netto do walki z paniką, albo mniej energii netto do spędzenia na niepokoju, nie muszę czuć potrzeby wznoszenia się ponad. Stawanie się wygodnym z mniej jest biznesem starzenia się, albo powinien być. Mam cholernie dobry start.
By Scott Brown. Knopf Books for Young Readers.
$12.32 from Amazon
$17.99 from Indiebound
Slate ma relacje z różnymi sprzedawcami internetowymi. Jeśli kupisz coś za pośrednictwem naszych linków, Slate może zarobić prowizję partnerską. Aktualizujemy linki, kiedy to możliwe, ale należy pamiętać, że oferty mogą wygasnąć i wszystkie ceny mogą ulec zmianie. Wszystkie ceny były aktualne w momencie publikacji.