W chwili obecnej w naszej kulturze istnieją dwa skrajne poglądy na temat pisarzy. Najbardziej konserwatywny pogląd postrzega pisarzy jako prawdziwych bohaterów, utalentowanych geniuszy, którzy są bardziej przenikliwi niż reszta z nas i którzy są zatem zobowiązani do przewodzenia i pouczania. Najbardziej radykalny pogląd postrzega pisarzy jako szczęśliwe kaczki historii, postacie, które, być może dlatego, że tak wielu z nich było białych i męskich, znalazły się we właściwym miejscu we właściwym czasie, czyli w miejscu uprzywilejowanym, i które dlatego często nie reprezentują nic więcej niż najbardziej antydemokratyczne wartości danej kultury.
Żaden z tych poglądów nie jest zadowalający, ponieważ każdy z nich zakłada bierność pisarza. Według pierwszego, pisarz urodził się wyjątkowy i pisząc trochę od czasu do czasu, obsypuje wyjątkowością tych z nas, którzy nie mieli tyle szczęścia. Zgodnie z drugim, który zakłada jeszcze większą bierność autora, pisarz miał wyjątkowość narzuconą mu przez potężnych i podobnie myślących w jego społeczeństwie i dlatego, jak harfa eolska, wyraża najbardziej opresyjne z wartości tego społeczeństwa.
Chciałbym myśleć, że wiem trochę o pisaniu, po części dlatego, że pisałem zawodowo przez ponad dwie dekady, ale głównie dlatego, że studiowałem innych pisarzy przez mniej więcej ten sam okres czasu. I studiowałem ich w sposób, który przynosi najlepsze rezultaty dla studenta, to znaczy nie tylko czytałem, ale także pisałem o nich.
Nie żebym zawsze wiedział, co robię, czy to jako pisarz, czy jako student pisarstwa. Jestem zarówno poetą, jak i krytykiem, co oznacza, że wzbudzam nieufność w obu obozach, przy czym moi przyjaciele-krytycy zastanawiają się, dlaczego miałbym pogrążać się w czymś tak niechlujnym i subiektywnym jak poezja, a moi przyjaciele-poeci zastanawiają się, jak mógłbym zmarnować cenny czas, który mógłbym przeznaczyć na wersyfikację, na sporządzanie przypisów. I, jak mówię, sam zadawałem sobie te same pytania. Nie tyle o poezji, którą pisałem, odkąd w ogóle mogłem pisać, i która wydaje mi się tak naturalna jak chodzenie czy oddychanie, ale głównie o krytyce, która przecież wymaga wycieczek do biblioteki, czytania strony po stronie usypiającej prozy i innych męczących, nieestetycznych czynności.
Niemniej jednak, nawet gdy tworzyłem wiersz za wierszem, pisałem też artykuł za artykułem i książkę za książką o innych pisarzach. „Dlaczego to robisz?” – pytali poeci. A ja musiałem im odpowiedzieć: „Nie wiem”. Bo wiedziałem, że czegoś szukam, ale nie wiedziałem czego.
Teraz myślę, że wiem. Teraz rozumiem, że na mniej niż w pełni świadomym poziomie szukałem jakiegoś równania, formuły, która wyjaśniłaby, czym jest pisarz. Niedawno skończyłem książkę o Hermanie Melville’u, a wraz z jej napisaniem przyszło niemal pełne zrozumienie tego, czym jest pisarz i czym się zajmuje. Książka Melville’a stała się zwornikiem w łuku, który budowałem, choć wciąż miałem trochę pracy nad całą strukturą, zanim skończyłem.
Na wiele sposobów Melville był archetypowym pisarzem: ani geniuszem, ani pyskaczem, za jakiego niektórzy uważają autora, ale takim, który miał szczęście i pecha, stabilny i niestabilny, błogosławiony i przeklęty. Przede wszystkim Melville był ekscentryczny, zarówno w przenośnym, jak i dosłownym znaczeniu tego słowa. To znaczy, był trochę dziwny psychologicznie – więcej niż trochę, być może – ale także spędził większość swojego życia na marginesie wszystkiego, co może być uznane za konwencjonalne.
Jeśli jesteś zaznajomiony z podstawami życia Melville’a, to wiesz, że istnieje solidna podstawa biograficzna dla wyraźnej obecności w pracy Melville’a zarówno zamiłowanie do i podejrzenie rootlessness – i, można równie dobrze powiedzieć, zamiłowanie do i podejrzenie trwałości, zbyt. Pochodzący z zamożnego rodu Melville został zmuszony przez okoliczności do zamiany stabilności domu i rodziny na życie wśród najbardziej zdesperowanych postaci ludzkości: buntowników, dezerterów, pospolitych przestępców. Cierpienie, które widział i którego doświadczył jako młody marynarz, odpychało go, ale to właśnie morskie przygody przyniosły mu pierwszy – i za życia jedyny – sukces literacki. Nawet po opublikowaniu szeroko, ożenił się, a przez założenie własnej rodziny, skrupulatnie odzyskał swoje mieszczańskie prawo do urodzenia, Melville wydawało się często czuć ograniczenia konwencjonalnego życia i dwa razy w późniejszym życiu zrobił podróży morskich, które naśladują dni jego bez grosza, ale beztroska youth.
To nic dziwnego, że dzieło Melville’a jest strzał przez ambiwalencję i jawnej sprzeczności. Ale to nie znaczy, że jego kariera wymyka się opisowi; wręcz przeciwnie, kariera Melville’a stanowi szczególne wyzwanie, któremu starałem się sprostać w mojej książce na jego temat. Próbując spojrzeć na Melville’a jako na jednostkę, obywatela i artystę, nie starałem się napisać ani biografii autora, ani krytycznego studium dzieł powstałych w ciągu jego kariery; moim celem było natomiast napisanie biografii tej kariery. Przypisy, na które poświęciłem tak wiele czasu, miały na celu poprowadzić czytelnika w kierunku wielu wartościowych książek i esejów na temat osobistej historii Melville’a i jego pisarstwa, a z dala od tych gorszych, ale sam tekst skupia się na życiu jego najbardziej intensywnego „ja”, czyli pisarskiego „ja”: jak się rozwijało, jak funkcjonowało, jak reagowało na sukces i porażkę.
Książka Melville’a jest czwartą i, o ile okoliczności nie przekonają mnie inaczej, ostatnią z serii książek, które napisałem, książek, które, choć bardzo różne w sposobie tematu, mają jednak dość podobną konstrukcję. Dotyczą one pisarki Rekonstrukcji Grace King, powieściopisarza Henry’ego Jamesa i współczesnego poety Marka Stranda. Podobnie jak książka o Melville’u, każda z nich jest również biografią kariery. Kariera pisarza jest wysoce niewskazana; podobnie jak aktorzy i muzycy, większość pisarzy nie odnosi sukcesu, a ci, którym się udaje, wciąż muszą radzić sobie tak samo z porażką, jak z sukcesem – a nawet sukces może być problematyczny, o czym informują nas nagłówki gazet.
To, czego nauczyłem się od moich czterech tematów, a od Melville’a najbardziej definitywnie – tak definitywnie, że, jak mówię, nie widzę potrzeby pisania kolejnej książki tego rodzaju – to fakt, że pisarze, którzy odnieśli sukces, mają dwie cechy wspólne, niezależnie od tego, jak bardzo różnią się od siebie. Pierwszą z nich jest to, że nigdy się nie poddają. Druga cecha, i to jest ściśle związane z pierwszym, jest to, że adapt.
Grace King, na przykład, jest najbardziej znany ze swoich opowiadań, choć ona również napisał pełnometrażowe fikcji, krytyki literackiej i historii. James pisał fikcję każdej możliwej długości, ale także biografię, krytykę, sztuki teatralne, recenzje, eseje podróżnicze i krytykę sztuki. Strand jest jednym z najwybitniejszych amerykańskich poetów, a jednocześnie autorem krótkiej beletrystyki, książek dla dzieci i esejów; ponadto redagował antologie i tłumaczył dzieła innych poetów. Przypomina mi się tu opowieść o tym, co fizjolog Claude Bernard miał powiedzieć studentowi, który zapytał, jak może odnieść sukces w laboratorium Bernarda. Travaitter comme une bête, powiedział naukowiec: pracuj jak zwierzę, to znaczy, z wytrwałością zwierzęcia i zwierzęcym lekceważeniem porażki, ponieważ, pozbawione swojej kości lub orzecha, zwierzę nie będzie rozwodzić się nad brakiem rzeczy utraconej, ale szukać gdzie indziej innej, bez urazy.
W niektórych przypadkach, ci pisarze przenieśli się celowo z jednego gatunku do drugiego, choć w innych nie mieli wyboru. James, na przykład, został dosłownie wygnany z teatru po porażce jego sztuki Guy Domville i napisał wzruszająco w swoim notatniku 23 stycznia 1895 roku: „Podejmuję na nowo moje stare pióro – pióro wszystkich moich dawnych niezapomnianych wysiłków i świętych zmagań. Samemu sobie – dzisiaj – nie muszę nic więcej mówić. Wielka, pełna i wysoka przyszłość wciąż się otwiera. To właśnie teraz mogę dokonać dzieła mojego życia. I zrobię to.” I zrobił to: w mniej niż dekadę opublikował to, co wielu uważa za jego trzy największe powieści, Skrzydła gołębicy, Ambasadorów i Złotą czaszę, dzieła zbudowane w dużej mierze wokół sceny, dialogu i innych konwencji dramatycznych, które opanował podczas swojego „nieudanego” wypadu do teatru. (Nawiasem mówiąc, pod koniec życia James ponownie próbował pisać sztuki, choć z niewiele większym sukcesem niż poprzednio.)
Ale nawet bardziej niż ci inni pisarze, Melville wykazał przez całą swoją karierę agresywną odporność na zniechęcenie; kiedy znalazł jedne drzwi zamknięte dla niego, rozejrzał się, aż znalazł inne, które były otwarte. Jego jedynymi naprawdę popularnymi książkami były w zasadzie dzienniki podróży, a jego wielkie nierówne arcydzieło Moby-Dickwas zostało w dużej mierze zignorowane przez świat, który nie był na nie gotowy. Jednak podczas dziesięcioleci publicznego milczenia, które nastąpiło po uświadomieniu sobie, że jego fikcje nie są już atrakcyjne rynkowo, pisał wiersze, które same w sobie zagwarantowałyby mu trwałą, choć niewielką pozycję w literaturze Stanów Zjednoczonych. I jak leżał na łożu śmierci, pisał „Billy Budd”, jeden z najlepszych krótkich fikcji jego lub każdego czasu.
Ale powiedzieć, że życie Melville’a był triumf, ponieważ napisał arcydzieło, jak leżał umierający jest przeoczyć prawdziwe walki, które punctuated jego codziennej egzystencji. Łatwo jest spojrzeć wstecz i powiedzieć: „Poe był geniuszem” albo „Emily Dickinson napisała jedne z najwspanialszych liryków w historii” i nie dostrzec wielu perypetii, które charakteryzują życie każdego człowieka, a może szczególnie życie artystów. Musimy spojrzeć głębiej: jeśli wytrwałość i zdolności adaptacyjne są wszystkim, to życie każdego pisarza byłoby stałym wznoszeniem się, z sukcesem jako pewnikiem.
Jeden z paradoksów zrozumienia jakiejkolwiek sławy, pisarza lub nie, jest to, że im bardziej ktoś staje się znany, tym trudniej go poznać. Nawet członkowie rodziny mogą pozostać w niewiedzy; Eleanor Melville Metcalf, wnuczka samego Melville’a, napisała w swoim pamiętniku, że „rdzeń człowieka pozostaje niekomunikatywny: sugestia jego cech jest wszystkim, co jest możliwe.”
Problem jest tym większy, że badana postać żyła w ubiegłym stuleciu, w czasie, gdy zapiski były rzadsze, fotografie prostsze, a opisy sformułowane w języku angielskim często obcym dla współczesnych uszu. W przypadku postaci tak nieodgadnionej jak Melville, problem zrozumienia staje się niemal nie do pokonania. Osiągnął sławę dzięki swoim wczesnym, opartym na faktach pismom; zaskoczył świat literacki Moby-Dickiem; a następnie podążył za tym arcydziełem z wysoce idiosynkratycznym Pierrem, książką tak dziwną, że jedna z gazet zamieściła nagłówek „HERMAN MELVILLE CRAZY.”
W końcu, oczywiście, stworzył dzieło, które trwale zmieniło świadomość kultury. Dla jednej rzeczy, przez jego własnej ekscentryczności i że z jego znaków, Melville przewidział lepiej niż jakikolwiek pisarz swoich czasów dwuznaczności 20 wieku, tym samym torując drogę dla takich pisarzy jak William Faulkner. W William Faulkner and Southern History Joel Williamson zauważa, że największe książki Faulknera, takie jak The Sound and the Fury czy Light in August, opowiadały o ludziach, którzy stracili poczucie własnej tożsamości rasowej czy seksualnej. Sam powieściopisarz miał naturę równie proteańską jak Melville i, podobnie jak on, był zdolny do paraliżującej niekonsekwencji, ale też do zasięgu i głębi, które nadawały jego dziełom ogromną moc. Williamson zauważa, że Faulkner zajął każde możliwe stanowisko w sprawie praw obywatelskich dla Afroamerykanów, od nieugiętego poparcia do bezdusznego odrzucenia.
W tym miejscu przypomina mi się to, co William Pritchard mówi w swoim eseju o T.S. Eliocie w The Columbia History of American Poetry, że „może być nawet tak, że moc wielkiego pisarza jest współmierna do jego mocy obrażania”, ponieważ niespójność charakteru jest obosieczna. Z jednej strony, protean nature puts the writer in touch with so great a variety of feelings and ideas that it can only be viewed as useful; on the other, it leads to the kinds of mistakes that constant, steady people are unlikely to make.
This inconsistency is, of course, perfectly normal. To znaczy, niekonsekwencja jest całkowicie ludzka: podczas gdy każdy z nas chciałby zaczynać w lewym dolnym rogu wykresu sukcesu i wznosić się po linii prostej do prawego górnego rogu, faktem jest, że – i to tylko wtedy, gdy mamy szczęście – kariery większości z nas, niezależnie od tego, jaką dziedzinę wybraliśmy, naznaczone są szczytami i dolinami, a więc opisują, nie prostą linię, jak ta, którą tworzy strzała lecąca w kierunku byka, ale poszarpaną, która bardziej przypomina mały wykres Dow-Jones Industrial Average, psycho-ekonomiczny ideogram, który przypomina nam, że chociaż „kupuj nisko, sprzedawaj wysoko” jest dobrą radą, nie możemy potroić naszego kapitału przez samo pragnienie.
Czytelnicy nie powinni oczekiwać, że pisarze zrobią to, czego sami nie potrafią, to znaczy, że będą za każdym razem lepsi. Ale to się zdarza, i tak jak Melville przed nim, Faulkner stał się ofiarą własnego sukcesu, kiedy jego czytelnicy stwierdzili, że jego późne prace nie były tak „dobrze napisane” jak te wczesne.
Jednak ciekawostką dotyczącą Faulknera jest to, że, jak zauważa Williamson, „żadna z jego książek nigdy nie spotkała się z zalewem entuzjastycznych recenzji i chętnym rynkiem.” Zamiast tego, status celebryty, rosnąca reputacja w kręgach intelektualnych, nagrody i wyróżnienia, które otrzymał (a nie książki, które napisał) uczyniły z niego Wielkiego Pisarza. Tak więc, kiedy książka taka jak The Fable ukazała się pod koniec życia, publiczność nie bardzo wiedziała, co zrobić z autorem, którego prac nigdy nie czytała.
Ale te rodzaje zawirowań są powszechne w karierze pisarza i, w rzeczy samej, są nieodłączne od całej koncepcji pisarskiego sukcesu. Inny rodzaj turbulencji jest o wiele bardziej poważne, jednak, i o wiele bardziej kłopotliwe dla pisarza niż zwykłe wzloty i upadki na rynku, i tutaj odnoszę się do demonów choroby psychicznej i emocjonalnej. Ponownie, nie wiemy tyle o psychicznym makijażu Melville’a, ile o tych artystach, którzy żyli po Freudzie, a nie przed nim. Nie ma jednak wątpliwości, że Melville cierpiał na kliniczną depresję; w kilku momentach jego żona wydawała się gotowa opuścić męża, który stał się nieznośny, i nie ma wątpliwości, że jego mała rodzina odetchnęła z ulgą, gdy Melville zniknął na kilka miesięcy w jednej ze swoich podróży odnowy do Europy i Ziemi Świętej. Listy Faulknera ukazują go jako niespokojnego, drażliwego i przygnębionego, a jego kłopoty z alkoholem są dobrze znane. A jednak obaj ci pisarze solidnie pracowali, wywiązywali się ze swoich obowiązków, zakładali rodziny, nawiązywali i utrzymywali przyjaźnie na całe życie – funkcjonowali, to znaczy prowadzili życie na wiele sposobów podobne do twojego czy mojego.
Faktem pozostaje jednak, że wielu, wielu pisarzy jest tak spektakularnie zaburzonych, że niemal wydaje się aksjomatem, że najlepsi pisarze są szaleni. Weźmy na przykład Virginię Woolf, jedną z najlepszych powieściopisarek XX wieku, jak również maniakalno-depresyjną, a w końcu samobójczynię. Artykuł wstępny na temat szaleństwa i twórczości w The New Yorfc Times (15 października 1993) zauważa: „Coraz większa liczba psychiatrów, neurologów i genetyków … uważa, że istnieje związek między geniuszem a szaleństwem artystów takich jak ona”. Może i tak. Ale jak każdy, kto kiedykolwiek czytał listy i dzienniki Woolf, może potwierdzić, że to właśnie związek między wyobraźnią a samodyscypliną zapewnił jej miejsce w panteonie literatury. Jej umysł mógł mieć szybkość konika polnego, ale jej przemysł był jak u mrówki”. Zauważając, że Byron, Shelley i Coleridge cierpiał albo na depresję maniakalną lub ciężką depresję i że kompozytor Robert Schumann zagłodził się na śmierć w wieku 46 lat, kawałek Timesa cytuje dr Ruth Richards, która mówi, że „ludzie, którzy doświadczyli emocjonalnych skrajności, którzy zostali zmuszeni do konfrontacji z ogromnym zakresem uczuć i którzy z powodzeniem poradzili sobie z tymi przeciwnościami, mogą skończyć z bogatszą organizacją pamięci, bogatszą paletą do pracy.” Oczywiście, choroba psychiczna sama w sobie nie ma bezpośredniego związku z działalnością twórczą, albo każdy z zaburzeniem dwubiegunowym byłby artystą.
Poza tym, idea, że jedynym dobrym pisarzem jest szalony pisarz nakłada ogromny ciężar na pisarza, który jest utalentowany, ambitny i, być może ku jego lub jej rozczarowaniu, nie do wyniszczenia zdrowy. Mój przyjaciel poeta martwił się o to kiedyś w mojej obecności. „Może jestem zbyt normalny, by być dobrym”. Zapewniłem go, że jest dobrym pisarzem i, w rzeczywistości, niedawno zdobył prestiżową nagrodę za swój pierwszy zbiór poezji.
Nawet w ten sposób, ja sam czasami zastanawiam się, czy jestem zbyt szczęśliwy, aby stworzyć pracę o wielkim uczuciu. Kreatywność Melville’a, Faulknera i Woolf nie może być wyjaśnione przez wytrwałość i zdolność adaptacji sam, wielcy pisarze mają te same cechy, ale tak samo jak wielkie ortopedyczne chirurgów i prezesów firm. Czy choroba psychiczna i emocjonalna jest brakującym trzecim składnikiem w literackim geniuszu, a jeśli tak, gdzie to pozostawia „zdrowego” pisarza?
W uzupełnieniu mojej formuły, to szczęście, że mam moje doświadczenie jako, nie pisarz, ale jako nauczyciel pisania do upadku z powrotem na. Ponieważ, jak wszyscy z wyjątkiem kilku pisarzy, których znam, zarabiam na życie robiąc coś innego niż pisanie. I, jak większość z tych w tej sytuacji, oznacza to, że uczę.
Nie wszyscy pisarze uczą, oczywiście. Melville był dyrektorem szkoły przez dwa krótkie okresy w swoim życiu, a Faulkner zrobił kilka sławnych stints jako profesor późno w życiu. Ale, na dobre i na złe, żaden z nich nie miał 30-letniej kariery w klasie, która jest mniej więcej standardem dla dzisiejszych nauczycieli/pisarzy. Z artystycznego punktu widzenia, bez wątpienia było to dla nich korzystne, ponieważ nauczanie jest tak czasochłonne. Jednak ucząc pisania, uczymy się również o nim, a lekcje, których się w ten sposób uczymy, mogą być bezcenne.
W klasie pisarskiej nauczyłem się, że, wszystkie rzeczy są równe, są tylko dwa rodzaje pisarzy, a mianowicie to, co nazywam „nieświadomym” pisarzem, który produkuje bardzo „świadomy” materiał, a następnie jego lub jej antytezę. Ten pierwszy typ pisarza to ten, który bez skrupułów głosi pogardę dla tradycji, a następnie, w całkowitej nieświadomości tego, co robi, nieświadomie pisze najbardziej banalne, oklepane dzieła, jakie można sobie wyobrazić. Drugi typ pisarza to ten, który świadomie łączy się z twórczością innych pisarzy poprzez studia i dyscyplinę, co oznacza, że pisarz ten styka się z szeroką gamą uczuć i idei nie poprzez osobiste doświadczenia, ale poprzez doświadczenia innych. Można powiedzieć, że ten drugi rodzaj pisarza uczęszcza na korespondencyjny kurs w School of Hard Knocks; lekcje może nie są tak żywe, ale czesne jest o wiele tańsze. W każdym razie, to jest ten świadomy pisarz, który jest bardziej prawdopodobne, aby produkować pracę bogatą w głębokie nieświadome rezonanse, tj. jedyny rodzaj pracy, która naprawdę satysfakcjonuje.
W rzeczywistości, to intelektualne i emocjonalne zaangażowanie z innym piśmie łączy zdrowego i zaburzonego pisarza w sposób znacznie ważniejszy niż jakakolwiek różnica w stanach emocjonalnych może ewentualnie je oddzielić. Pisarz jest z konieczności fanem pisania, a fandom jest istotną cechą każdego pisarza, podczas gdy obecność lub brak choroby jest czynnikiem arbitralnym, który sam w sobie ma niewiele wspólnego z twórczością literacką. Nawet najkrótsze spojrzenie na życie Jamesa, Woolf, Faulknera czy któregokolwiek z wyżej wymienionych pisarzy ujawnia, że kiedy nie pisali, najprawdopodobniej czytali i w ten sposób zbierali kapitał literacki, który umożliwia pisanie.
Jednakże istnieje dobry powód, aby połączyć chorobę psychiczną i emocjonalną z produkcją artystyczną. Choroba dostarcza bowiem przymusu pisania: aby coś zrozumieć, niejako wypełnić lukę między sobą a innymi lub wypełnić dziurę, która wydaje się istnieć w naszym życiu. W chwili, gdy piszę te słowa, Paul Mariani’s Lost Puritan: A Life of Robert Lowell właśnie się ukazała. Życie poety było chaotyczne aż do tragedii, jednak jego choroba dwubiegunowa po pewnym czasie staje się podobna do siebie, a w pamięci czytelnika pozostaje poczucie monumentalnych osiągnięć intelektualnych poety. Równie regularnie jak do tego czy innego szpitala, Lowell udawał się na okresowe rekolekcje, aby studiować, pisać, tłumaczyć, a przede wszystkim czytać, czytać, czytać, czytać, czytać, od najwcześniejszych pisarzy aż po wschodzących poetów jego czasów. Jest oczywiste, że Lowell przyniósł do tych sesji studyjnych rodzaj dzikości, która często zakłócała jego relacje z żonami, kochankami, pracodawcami i przyjaciółmi, ale jest również oczywiste, że z tych sesji pochodziły cegły, z którymi poeta stworzył swoją sztukę.
Dla mniej niespokojnego pisarza niż Lowell, przymus, aby uczynić swoje życie w całości poprzez badania i organizacji i produktywności będzie tak samo oczywiste, choć znacznie mniej szalony, Jednak materiał, który jest badany i organizowany w to, co nazwałem cegły sztuki będzie taki sam. W pewnym sensie można powiedzieć, że choć Lowell miał bardzo ciężki okres psychicznie, to miał łatwiejszy okres artystycznie niż mój przyjaciel poeta, który obawiał się, że jest zbyt normalny. W końcu Lowell musiał czytać i pisać; dla mojego przyjaciela to kwestia wyboru.
Więc oprócz tego, czego nauczyłem się studiując pisarzy, a mianowicie, że najlepsi z nich są (1) wytrwali i (2) zdolni do adaptacji, nauczyłem się czegoś jeszcze, zarówno poprzez moje badania, jak i poprzez nauczanie pisarzy, a mianowicie, że dobrzy pisarze, zdrowi czy chorzy, są (3) namiętnie oddani literaturze. To właśnie ta trzecia cecha sprawia, że osoba, która ma szansę odnieść sukces, staje się odnoszącym sukcesy pisarzem, podobnie jak – posługując się podanymi już przeze mnie przykładami – można by oczekiwać, że odnoszący sukcesy chirurdzy ortopedzi i prezesi korporacji będą osobami wytrwałymi i zdolnymi do przystosowania się, oddanymi nie literaturze, lecz swoim dziedzinom działalności. Tak więc tym, co odróżnia odnoszących sukcesy pisarzy od innych odnoszących sukcesy typów, jest specyfika tej trzeciej cechy, tj. literackości, a nie choroby, choć należy zauważyć, że opinia publiczna będzie prawdopodobnie bardziej tolerancyjna dla zaburzonych psychicznie i emocjonalnie poetów i powieściopisarzy niż dla mających podobne problemy lekarzy i liderów biznesu. Niech więc artyści będą wdzięczni za tę tolerancję dla dziwactw niektórych z nich; tak samo niech nikt nie zakłada, że trzeba być szalonym, żeby pisać.
Załóżmy jednak, że ktoś jest dość wytrwały, zdolny do adaptacji, oddany literaturze, a także przynajmniej z przerwami zdrowy; czy to oznacza, że będzie wielkim pisarzem? Oczywiście, że nie, choć wątpliwe jest, by można było zostać wielkim pisarzem w jakikolwiek inny sposób. W pewnym momencie w dyskusji o sztuce racjonalne dociekania przestają być użyteczne, a obserwatorzy z każdej dyscypliny zgadzają się tylko w tym, czego nie da się powiedzieć. Freud, na przykład, zauważa, że „przed problemem twórczego artysty psychoanaliza musi, niestety, złożyć broń”. Autobiograficzna postać Jamesa (Dencombe, powieściopisarz w „The Middle Years”) mówi: „”Pracujemy w ciemności – robimy, co możemy – dajemy to, co mamy. . . . Reszta jest szaleństwem sztuki”. „A Georges Braque, współczesny Picassa, mówi: „W sztuce liczy się tylko jedna rzecz – to, czego nie można wyjaśnić”. Jeśli pisanie jest próbą wyjaśnienia tego, czego wyjaśnić się nie da, to może właśnie dlatego zawsze byli i zawsze będą pisarze. A jeśli całkowite wyjaśnienie jest skazane na niepowodzenie, a częściowe wyjaśnienie jest jedynym rozsądnym celem, pisarze, którzy odnoszą sukces w takim stopniu, w jakim to robią, będą tymi, którzy są wytrwali, zdolni do adaptacji i wystarczająco pełni pasji, aby kontynuować poszukiwania.
Jak patrzę wstecz na moją formułę, z jej dwiema ogólnymi cechami wspólnymi dla wszystkich ludzi sukcesu i jej jedną szczególną cechą związaną z sukcesem w konkretnej dziedzinie, muszę przyznać, że jestem nieco przerażony jej prostotą. Z drugiej strony, te proste wnioski są wynikiem długich badań: czterech wybitnych pisarzy, o których napisałem książki, jak również dziesiątek innych, których badałem mniej formalnie, oraz setek początkujących pisarzy, których uczyłem. Poza tym, niezależnie od tego, jak dokładna może się wydawać czytelnikowi ta formuła, nie potrafię sobie wyobrazić pisarza, który zaprzeczyłby jej ukrytym imperatywom. Są to bowiem rzeczy, które, świadomie lub półświadomie, pisarze mówią sobie każdego dnia: trzymaj się, bądź elastyczny, a kiedy nie piszesz, czytaj.
Więc w czasach, gdy niektórzy czytelnicy chcą myśleć o pisarzach jako o utalentowanych geniuszach, a inni są skłonni całkowicie zniszczyć pojęcie autorstwa, uważne spojrzenie sugeruje, że pisarze, którzy odnieśli sukces, niekoniecznie są ani bardziej błyskotliwi, ani mają więcej szczęścia niż inni ludzie, ale są bardziej wytrwali, bardziej zdolni do adaptacji i lepiej oczytani, to znaczy lepiej zaznajomieni – przynajmniej w sensie literackim – z całą geografią ludzkiego umysłu i serca.