Każdy zabiłby, żeby być z tobą.
Poznasz kogoś, tylko to jeszcze nie jest odpowiedni moment.
Oni tam są, obiecuję.
Słyszałaś to w różnych formach, milion razy. Wszystkie wypowiedziane w dobrych intencjach przez ludzi, którym naprawdę na Tobie zależy. Ludzie, którzy naprawdę wierzą, że znajdziesz kogoś, i którzy chcą, abyś też w to uwierzył.
Ale ile razy możesz wymusić uśmiech, kiwnąć głową i przybrać radosną minę, aby udobruchać swojego przyjaciela z zatroskanym spojrzeniem?
Ile spotkań towarzyskich lub rodzinnych musisz odbyć, zanim twoja samotność stanie się prostym aspektem twojego życia właśnie teraz, zamiast pilnej, skomplikowanej tajemnicy, którą twoja ciotka jest przekonana, że może rozwiązać?
Chciałabym powiedzieć ci to samo, co wszyscy inni. Po prostu trzymaj się tam. W morzu jest mnóstwo ryb. Nie potrzebujesz kogoś innego, aby być szczęśliwym. Znajdziesz je, jak tylko przestaniesz szukać.
Ale to nie sprawi, że poczujesz się lepiej. Bo mając dobre intencje, czy nie, masz dość słuchania tych bzdur. Te rzeczy tylko sprawią, że poczujesz się jeszcze bardziej sfrustrowany niż jesteś. Jeśli ktoś tam jest, to gdzie on jest? Czy nie mógłbym ich już znaleźć? Jeśli ktokolwiek chciałby ze mną być, to dlaczego jestem sam? Jeśli nie potrzebuję kogoś innego, aby być szczęśliwym, to dlaczego jestem tak nieszczęśliwy będąc samemu?
Ale rzecz o zakochiwaniu się jest taka, że nie ma to żadnego sensu. Nie ma żadnej przewidywalności co do tego, kto znajdzie się w miłosnym związku, a kto nie. Jeśli jesteś zamknięty, negatywny, samolubny i trudno się z tobą dogadać, to pewnie, twoja samotność jest twoją własną winą. Ale większość samotnych ludzi, których znam, to najbardziej autentyczni, kochający, otwarci i ciepli ludzie w moim życiu.
Ale wciąż są sami. Nie dlatego, że ich praca nie jest wystarczająco dobra, albo nie są wystarczająco ekscytujący, albo z powodu „dodatkowych dwudziestu funtów”, które uważają, że muszą stracić. Są samotni, ponieważ czasami takie gówno po prostu się zdarza. Bycie miłą, hojną osobą nie prowadzi automatycznie do miłości. Ani pewien poziom atrakcyjności, ani zakres wynagrodzenia, ani osobowość wychodząca.
Nie ma nic, co robisz źle. Nie ma niczego, czego ci brakuje. Twój przyjaciel, który właśnie się ożenił, nie zasługuje na miłość bardziej niż ty. Oni po prostu przypadkiem kogoś znaleźli, a ty jeszcze nie.
Więc kiedy się poddajesz? Kiedy przestajesz gonić za miłością i zaczynasz mówić ludziom, że jesteś w pokoju ze swoją „sytuacją” i to jest po prostu sposób, w jaki to jest dla ciebie?
Gówniana odpowiedź brzmi, że nie ma odpowiedzi. Nie ma wieku, w którym jesteś to winien społeczeństwu, aby po prostu rzucić ręcznik. Nie ma też reguły mówiącej, że nie możesz zmienić zdania. Jeśli masz dwadzieścia siedem lat i masz dość przesiewania przez Tinder, i chcesz po prostu zaakceptować, że jesteś sam teraz, po prostu to zrób. Zrób sobie pieprzoną przerwę. Bądź sam. Nienawidź tego. Kochaj to. Zdecyduj sam, jak się z tym czujesz, zamiast grzecznie słuchać innych. A jeśli w wieku trzydziestu lat zdecydujesz, że nie chcesz już akceptować faktu, że jesteś sam, zmień zdanie, jeśli ci się to cholernie podoba.
Ludzie zawsze będą próbowali powiedzieć ci, jak masz się czuć. Ja robię to właśnie teraz w tym eseju. Jeśli to pomoże, świetnie. Jeśli nie, zignoruj mnie. Poza nielicznymi wyjątkami, jesteśmy gatunkiem zbudowanym na empatii. Chcemy pomagać sobie nawzajem. Kiedy widzimy, że ktoś zmaga się z problemami, powiemy wszystko, co w naszej mocy, aby wywołać uśmiech na jego twarzy, sprawić, by poczuł się choć odrobinę lepiej. Więc zaakceptuj miłość, zaakceptuj dobre intencje, ale pamiętaj, że pod koniec dnia to od ciebie zależy, kiedy zechcesz po prostu zaakceptować, że jesteś sam. Zawsze możesz zmienić zdanie.