Jednego zwykłego wtorkowego poranka, w 33 tygodniu ciąży, poszłam na kontrolę do kliniki leczenia nadciśnienia w moim szpitalu. W poprzednim tygodniu zostałam przyjęta na 24 godziny z wysokim ciśnieniem krwi. Podano mi leki i wszystko było pod kontrolą, ale wymagałam cotygodniowej kontroli. Po tym jak miałam wysokie ciśnienie w pierwszej ciąży, myślałam, że uda mi się dotrwać do końca tej ciąży w miarę komfortowo. Poszłam na wtorkową wizytę w klinice, czując się bardzo opuchnięta i myśląc, że może trzeba będzie nieco zwiększyć dawkę leków, ponieważ byłam na bardzo niskiej dawce.
Mój mąż, Clint, w ostatniej chwili zdecydował się pójść ze mną „na wszelki wypadek” i pomóc przy mojej drugiej córce, Lucy, która była ze mną. Zobaczyłam najpierw położną i moje ciśnienie krwi było lekko podwyższone, ale nie było zbyt złe, mój mocz miał jednak 4+ białka, co jest wysokim poziomem. W tym momencie wiedziałam, że nie jest dobrze. Spotkałem się z Clintem i Lucy na zewnątrz i walczyłem, aby powstrzymać łzy.
Zostałem wysłany na górę, aby zobaczyć specjalistę od nerek wkrótce potem i do tego czasu moje ciśnienie krwi zaczynało się podnosić na 160/90. Specjalista zdecydował się wysłać mnie na oddział dzienny, aby być monitorowanym przez kilka godzin, ponieważ był zdezorientowany, dlaczego moje ciśnienie krwi było tak różne od tego z początku dnia. Clint zabrał trzyletnią Lucy na lunch i zadzwonił do swojej mamy, żeby przyjechała po nią i naszą najstarszą córkę, która była w przedszkolu.
LISTEN: Idealny poród? Pfffftt! (post jest kontynuowany po audio)
W międzyczasie, w ciągu godziny lub tak z pobytu w Day Stay, położna wezwała lekarzy, ponieważ moje ciśnienie krwi szło w górę i w górę i w górę. Zdecydowano, że muszę być natychmiast przyjęta i powiedziano mi, że muszę mieć zastrzyki sterydowe na wypadek, gdyby trzeba było urodzić dziecko. Nie sądziłam, że będę musiała urodzić dziecko, ale zgodziłam się na zastrzyki. Wkrótce zostałam przewieziona do pokoju na oddziale przedporodowym, nie wiedziałam, że zostanę tam przez prawie dwa tygodnie.
Stan przedrzucawkowy bierze górę
Położyli mnie na łóżku, włożyli mi dwie kaniule w ramiona. W tym czasie moje ciśnienie krwi wynosiło już 210/100. Założyli mi kroplówkę z siarczanem magnezu, cewnik i rozpoczęli podawanie dożylnych leków przeciwnadciśnieniowych oraz leków doustnych. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak długo lekarze siedzieli przy moim łóżku. Pamiętam tylko, że leżałam tam z lekarzem po jednej stronie, położną po drugiej i strumieniem innych lekarzy wchodzących i wychodzących. Przychodzi specjalista od nerek, kładzie rękę na brodzie i kręci głową. Przychodzi położnik i się przedstawia. Dużo szeptów między nimi. Powiedzieli mi, że mam ostry i ciężki stan przedrzucawkowy i że nie opuszczę szpitala przed narodzinami mojego syna.
Przyszedł lekarz z oddziału neonatologicznego i porozmawiał ze mną o spodziewanych rezultatach narodzin dziecka w 33 tygodniu i wyjaśnił działanie oddziału intensywnej terapii noworodków (NICU). Nie sądzę, żeby cokolwiek z tego w ogóle do mnie dotarło.
Kilka chwil później pamiętam, jak Clint wrócił i był lekko zaskoczony, widząc mnie rozłożoną na łóżku z kroplówkami i cewnikiem. Wkrótce po jego przybyciu wszystko się uspokoiło i przestano mówić o cesarskim cięciu tego dnia. Clint został ze mną, dopóki nie poszłam spać tej nocy. Wciąż nie wierzyłam, że to wszystko jest tak poważne, jak mówili lekarze, wciąż myślałam, że wszystko się uspokoi i wrócę do domu.
Wczesne przybycie
Następnego ranka wszystko wydawało się spokojne, dopóki nie przyszedł specjalista od nerek i jego rejestrator i powiedział, że chce bardzo szybko wyjąć dziecko, ponieważ moje badania krwi wykazały, że stan moich nerek i wątroby pogarsza się w dość szybkim tempie. Liczby były dość podwyższone od poprzedniego dnia, co było dużym powodem do niepokoju.
Wtedy przyszedł położnik i przeszedł przez nasze opcje. Zanim się zorientowałam, ludzie byli wokół mnie, wynosząc moje łóżko i rozmawiając o włożeniu Clinta w fartuch. Byłam tym wszystkim przytłoczona.
Sekcja była szybka, cicha i dziwna. Pielęgniarka szybko wepchnęła dziecko Darby’ego na mój widok, a potem zabrała go ze sobą, zanim miałam szansę naprawdę go zobaczyć. Clint zawahał się przy drzwiach i kazano mu podążać za Darby, a ja zostałam na stole, gdzie zszywali mnie lekarz i jego asystentka, którzy rozmawiali o swoim weekendzie. Wszystko, o czym mogłam myśleć, to Darby. Czy wszystko z nim w porządku? Kiedy będę mogła go zobaczyć? Kiedy będę mogła go przytulić?
Wywieziono mnie na salę pooperacyjną, gdzie zostałam sama. Słyszałem ludzi dalej, jęczących i stękających, gdy budzili się z narkozy. Nigdy w całym moim życiu nie czułam się tak pusta i samotna, jak wtedy. Poprosiłam pielęgniarkę, czy można by mnie zawieźć do żłobka, ale powiedziano mi, że nie. Zabrano mnie z powrotem do mojego pokoju, a moja temperatura była niska, więc przykryto mnie ciepłymi kocami i znowu zostawiono samą. Sama bez mojego dziecka. Żadnych wiadomości, co się dzieje.
Rzeczywistość przedwczesnego porodu
W końcu Clint wrócił z kilkoma zdjęciami małej Darby. To nie wydawało się prawdziwe. Sześć godzin po jego narodzinach, w końcu zgodzili się na przeniesienie mojego łóżka na dół do żłobka, aby zobaczyć mojego syna. Zostałam zawieziona na oddział intensywnej terapii, gdzie miła pielęgniarka wyjaśniła mi, jak działa respirator, jakie leki trzeba mu podawać itd. Nie mogłam go dotknąć i tylko patrzyłam na tę maleńką istotę, pokrytą przewodami i rurkami, leżącą w swoim wilgotnym łóżeczku. Całe to doświadczenie, leki, które brałam, i ciepło oddziału sprawiły, że zaczęło mi się kręcić w głowie i żołądku. Zabrali mnie z powrotem do mojego pokoju i natychmiast zwymiotowałem do miski, którą trzymał Clint.
Następnego dnia zostałem w łóżku, obolały, zmęczony i psychicznie nieobecny. Dopiero późnym wieczorem położna wsadziła mnie na wózek inwalidzki i zawiozła do żłobka. W końcu pozwolono mi go potrzymać przez kilka minut. 30 godzin po jego narodzinach.
Następne dni były jak mgnienie oka. Każdego dnia czułam, że jest coraz lepiej, a potem każdej nocy moje ciśnienie krwi niebezpiecznie wzrastało i znów podawano mi kroplówkę z siarczanem magnezu, leki dożylne i cewnik. Byłam zszokowana, ponieważ nie zdawałam sobie sprawy, że moje zdrowie jest zagrożone. Myślałam, że po urodzeniu Darby’ego wszystko będzie w porządku, ale stan przedrzucawkowy nadal miał na mnie poważny wpływ. Przez te kilka dni prawie w ogóle nie widziałam mojego syna. W następny poniedziałek odstawiono mi kroplówki i coraz częściej mogłam schodzić do żłobka. Mogłam karmić go strzykawką przez rurkę do karmienia i zmieniać mu pieluszki przez otwory w jego nawilżanym łóżeczku. Od czasu do czasu pozwalali mi go potrzymać.
Po dwóch tygodniach pobytu w szpitalu moje ciśnienie krwi ustabilizowało się dzięki lekom, a wyniki krwi były na tyle normalne, że mogłam wrócić do domu. Tak trudno było wyjść bez mojego syna. Czułam się, jakbym go porzuciła.
Home sweet home
Wkrótce Darby poczuł się na tyle dobrze, że można go było wyjąć z humidicrib. Następnie został przeniesiony na wyższy poziom w żłobku. Następnym krokiem było podjęcie próby ssania piersi i butelki. Wkrótce cały swój pokarm pobierał z piersi lub butelki. Oznaczało to, że mogliśmy zabrać go do domu i całe to doświadczenie szpitalne dobiegło końca, trzy tygodnie po moim przyjeździe. Z perspektywy czasu wydaje się, że to nie tak długo, ale wtedy wydawało się, że to wieczność.
Wewnątrz oddziału noworodkowego
Życie na oddziale NICU to dużo mycia rąk. Mamy i tatusiowie wpatrujący się w swoje dzieci z oszklonym spojrzeniem pełnym miłości, szoku i zdumienia. Kiedy nowe dziecko przychodzi wkrótce po urodzeniu, tata podąża za nim z wyrazem twarzy, jakby został uderzony zimną rybą. Rozgląda się dookoła, przerażony tym, co widzi, próbuje to wszystko ogarnąć, nie dowierzając, że tam jest. W ciągu kilku dni to obce miejsce zaczyna wydawać się normalne i można zobaczyć, jak rozluźniają się w rutynie mycia rąk, siedzenia i patrzenia. Potem pojawia się iskierka nadziei, że pewnego dnia będą mogli zabrać swojego bąbla do domu. Istnieje wiele koleżeństwa między rodzicami, ponieważ może to być samotny biznes.
Pielęgniarki są wspaniałe i życzliwe. Miałam szczęście poznać jedną całkiem dobrze. Jest słodka i uwielbiała opiekować się Darby. Sprawiała, że czułam się mile widziana za każdym razem, gdy wchodziłam. To sprawiło, że ten trudny czas był o wiele słodszy. Jako rodzic wcześniaka, spędziłam wiele czasu pytając dlaczego i czując się winna, że to moje wadliwe ciało go tam umieściło. Za każdym razem, gdy widziałam w szpitalu matkę ze zdrowym, pełnowartościowym dzieckiem, czułam ukłucie w sercu.
To całe doświadczenie to była szalona jazda. Nie takie, które chciałabym powtórzyć. Tak, tak, tak różne od narodzin naszych córek. Tak różne od tego, co kiedykolwiek wyobrażałam sobie, że będzie takie.
.