Privacy & Cookies
Ta strona używa plików cookie. Kontynuując, wyrażasz zgodę na ich użycie. Learn more, including how to control cookies.
Imagine a band at the peak of their success, crushing it with tours and albums alike with a tried and true arsenal of reliable blues-driven rock and roll. Zmienili kilka rzeczy stylistycznie tu i tam, co ma sens dla grupy, która wyrobiła sobie markę poprzez zwiększenie energii tradycyjnej muzyki bluesowej, ale w większości przypadków, rdzeń ich muzycznej narracji pozostaje niezmienny. Naturalną rzeczą jest kontynuowanie ciężkiego, metalowego rocka i nie rozpraszanie się na inne gatunki. Po co próbować czegoś nowego, co może się nie udać? Na szczęście dla nas wszystkich, Led Zeppelin nie przejęli się perspektywą, że fani nie będą słuchać nowych rzeczy od zespołu i po sukcesie czwartego, niezatytułowanego albumu, który dostarczył towar w postaci jednych z najwspanialszych rockandrollowych piosenek, jakie kiedykolwiek powstały na jednym z najwspanialszych albumów, wydali kolejne arcydzieło, robiąc to, co robili najlepiej: tworząc muzykę, którą chcieli tworzyć.
Zacząwszy wkrótce po wydaniu albumu ogólnie określanego jako Led Zeppelin IV, Led Zeppelin rozpoczęli pracę nad kolejnym albumem w zrelaksowanym otoczeniu, mając swobodę tworzenia tego, co chcieli. Rezultatem był „Houses of the Holy”, który w zeszłym tygodniu skończył 46 lat. Oryginalnie wydany 28 marca 1973 roku, album opiera się na luźnym, wyluzowanym i dżemowym podejściu do tworzenia muzyki, które tak dobrze sprawdzało się w przeszłości dla Led Zeppelin, ale w tym przypadku zaczynają poruszać się po bardziej niezbadanym terytorium niż wcześniej. To jest Led Zeppelin postępujący poprzez bycie progresywnym na swój własny sposób
Recording Houses of the Holy może być Led Zeppelin w ich najbardziej przyjemnym wydaniu. Zespół był w niebie, zbudowawszy właśnie Stairway to it na poprzednim albumie, i byli w dobrych nastrojach jammując ze sobą w domu Micka Jaggera, Stargroves. Bycie na szczycie świata rock and rolla i wspólne pragnienie stworzenia czegoś nowego pomogło stworzyć atmosferę, w której zespół mógł eksperymentować z mieszaniem stylów, wykorzystywać nowe technologie i po prostu dobrze się bawić. Nie było wielkiej presji, aby zrobić coś innego niż to, co chcieli, a w rezultacie zrobili właśnie to i wszyscy możemy być niezwykle szczęśliwi, że im się udało.
Wybierzmy się na wycieczkę do bazaltowych kolumn Giant’s Causeway i posłuchajmy, co narodziło się z ich czasu kompilacji tego mistrzowskiego albumu.
„The Song Remains the Same” istniało zanim powstał album. Tak jest z kilkoma innymi utworami na Houses of the Holy, ale ten rozwinął się znacznie przed swoim albumowym debiutem. Pierwotnie był to instrumental, a na płycie miał służyć jako początek uwertury, która miała prowadzić do „The Rain Song”. Jednak Robert Plant dopisał kilka słów, a zespół spowolnił utwór w środku, aby stworzyć bardziej tradycyjną piosenkę.
Najfajniejszą częścią tego otwierającego utworu jest to, że pomimo tytułu piosenki, wysyła on głośno i wyraźnie wiadomość, że Led Zeppelin przechodzi do innej ery i że piosenki będą nieco inne.
„The Rain Song” jest swego rodzaju odpowiedzią na słowa Beatlesa George’a Harrisona, który krytykował brak ballad w zespole. Jimmy Page odpowiedział tym bardzo Zeppelinowym ujęciem ballady, a nawet otwiera utwór tą samą progresją akordów, co „Something” Harrisona z Abbey Road.
„The Rain Song” jest jednym z pierwszych wspaniałych przykładów umiejętności Johna Paula Jonesa z czymś więcej niż tylko basem. Jones był znakomitym muzykiem grającym również na fortepianie i wykorzystał ten talent, aby wnieść niektóre z najlepszych elektronicznych rozwiązań do wielu piosenek Led Zeppelin, w tym kilku innych na tym albumie.
„Over the Hills and Far Away” to kolejna piosenka, która poprzedziła kompozycję albumu. Jimmy Page i Robert Plant pierwotnie złożyli go razem podczas pracy nad Led Zeppelin III w Bron Yr-Aur w 1970 r. Był to popularny utwór dla zespołu, aby grać na swoich koncertach i pozostał ich energicznym występem po tym, jak został formalnie wydany. Podobny do „Stairway to Heaven” z akustycznym początkiem, który ustępuje miejsca elektrycznemu, „Over the Hills and Far Away” nabiera tempa znacznie szybciej. Niektórzy interpretują tę piosenkę jako świadectwo ruchu hipisowskiego tamtych czasów, a na koncertach Robert Plant często podkreślał, że kieszonkowe złoto to rodzaj marihuany o nazwie Acapulco Gold. Niezależnie od bezpośredniej intencji tekstu, piosenka z pewnością podkreśla poczucie wolności i szczęścia.
„The Crunge” jest zdecydowanie testamentem, w tym przypadku dla Jamesa Browna. To tutaj Zeppelin pokazali, że oni też mają funk, a John Paul Jones pokazał swoje możliwości na syntezatorze. Robert Plant bawił się w stylu Browna, powtarzając słowa i śpiewając końcówkę piosenki. To z pewnością najdziwniejsza piosenka Led Zeppelin, która nie została dobrze przyjęta przez krytyków, którzy generalnie uznali ją za dziecinną kopię twórczości Browna. Wielu krytyków, którzy byli negatywnie nastawieni do utworu, szczególnie lekceważyło elektroniczne dodatki Jonesa na syntezatorze. Patrząc wstecz na takie recenzje jest jasne, że ci ludzie nie pochwalali tego, że Led Zeppelin próbowali czegoś nowego, ale to ich nie powstrzymało i wszyscy możemy być z tego zadowoleni, zwłaszcza, że ich muzyka nie straciła na jakości z powodu eksperymentów – było to spowodowane nadużywaniem narkotyków i tragedią. Co więcej, „The Crunge” jest dobrą piosenką!
„Dancing Days” to utwór nawiązujący do atmosfery zabawy, jaką zespół przeżywał podczas tworzenia tego albumu. Podtrzymując radosny temat „Over the Hills and Far Away”, „Dancing Days” rozkoszuje się radością życia, szczególnie dla młodych, którzy są na szczycie świata, zwłaszcza jeśli twój zespół rockowy jest najgorętszym aktem w mieście.
„D’yer Mak’er” narodził się z pragnienia Johna Bonhama, aby połączyć reggae z doowopem. Jest to dziwna piosenka, ale na pewno dobra, co znajduje odzwierciedlenie w odbiorze komercyjnym, jako że jest to stała pozycja w rock and rollowych stacjach radiowych. Być może najdziwniejszym aspektem piosenki jest jej tytuł, który, według biografa Dave’a Lewisa, najwyraźniej wywodzi się z brytyjskiego dowcipu o jednym mężczyźnie, który mówi drugiemu, że jego żona wyjechała na wakacje na Karaiby. Ten drugi pyta: „D’yer Mak’er?”, na co otrzymuje odpowiedź: „Nie, pojechała z własnej woli”. Może to czerwona, biała i niebieska krew Amerykanina we mnie, ale zawsze czytałem tytuł piosenki jako, „dye-er make-er”, a nie jako, „jah make-er”, które mogą być interpretowane jako albo slurring z, „did ya make 'er?” lub slurring popularnego brytyjskiego miejsca na wakacje i byłej kolonii, Jamaica.
„No Quarter” jest jednym z największych twórczych wkładów Johna Paula Jonesa nie tylko do Led Zeppelin, ale do rock and roll muzyki jako całości. Włożył on trochę pracy w syntezator i podobny instrument klawiszowy zwany mellotronem, który, co muszę ze smutkiem stwierdzić, nie jest Transformerem. Podczas występów na żywo z tym i innymi utworami wykorzystującymi instrumenty klawiszowe, Jones często wykorzystywał utwory muzyki klasycznej, a nawet zagrał kilka utworów Rachmaninowa. To combo, o którym nigdy nie myślałem, ale na pewno mile widziane!
Ta piosenka maluje obraz najodważniejszych i najtwardszych wojowników, którzy nie okazują i nie oczekują litości. Piosenka zaczyna się powoli i nisko, z łatwym tempem i niskim tonem basu. Ogólnie rzecz biorąc, efekt jest nawiedzający, a gitara wyróżnia się tym bardziej, że jest to jeden z najbardziej złych utworów Led Zeppelin.
„The Ocean” to kolejny jeden z ich najbardziej rozpoznawalnych i złych utworów, choć z pewnością bardziej w szybkim tempie. To zaokrągla album z potężnym dżemu słynie z riffu, ale ogólna zabawa z albumu pozostaje. Ta piosenka przywraca tę atmosferę zabawy, aby zamknąć Houses of the Holy z celebracją, która sprawi, że będziesz śpiewać, air-guitaring i air-drumming razem z nią.
Ta piosenka, bardziej niż jakakolwiek inna, oddaje istotę sentymentu Led Zeppelin we wczesnych latach 70-tych. Oni kochają to, co robią i są szczęśliwi, aby grać i tańczyć i śpiewać dla wszystkich swoich fanów. Chociaż dowiadujemy się, że fani, którzy znaczą dla nich najwięcej, to ich rodziny, a konkretnie córka Roberta Planta, Carmen, która zostaje okrzyknięta dziewczyną, która zdobyła jego serce. Ona była trzy w tym czasie, a Plant kochał śpiewać swoje hity do niej najbardziej all.
Trzy piosenki, które nie pojawiają się na albumie zostały również nagrane w czasie w Stargroves. Wszystkie trzy zostały później wydane, przy czym „Walter’s Walk” musiał czekać aż do ostatniego albumu zespołu – Coda. Pozostałe dwa utwory trafiły na antenę wcześniej, na kolejnym albumie zespołu, Physical Graffiti. „Black Country Woman” nie jest piosenką, która powstała w wyniku tej sesji i jest zrozumiałe, że została pozostawiona do następnego albumu. Jak na ironię, największym hitem tria, które opuściło ten album jest „Houses of the Holy”, wspaniała piosenka, która najwyraźniej nie miała miejsca na albumie, z którym dzieli swoją nazwę.
Krytycy nie wszyscy początkowo kochali „Houses of the Holy”, ale fani na pewno, i dziś trudno byłoby znaleźć entuzjastę muzyki, który ocenia ten album niżej niż 4,5 na 5 gwiazdek. Zadziwia mnie, że osiem piosenek trwających w sumie 40 minut może reprezentować tak wyjątkowy rozdział w historii Led Zeppelin. Zespół był po wielkim szczycie, szczytowym momencie swojej kariery i wszyscy grali najlepiej jak potrafili. Zamiast próbować sklecić kopię swoich poprzednich dzieł, postanowili stworzyć nową muzykę w nowej technologii i zmieszać gatunki. To pomogło ugruntować ich status jako najlepszych w świecie rocka, ponieważ pokazało ich wszechstronność, ale także pozwoliło im być tym, kim są i płynąć na fali ich doskonałości do brzegu w wielkości. Nie zawsze tak było; na jeszcze jednym albumie, Physical Graffiti – moim ulubionym – Led Zeppelin wykrzesali hity i zmontowali album najwyższej klasy, jednak był on bardziej zgodny z ich tradycyjnym zeppelinowskim stylem i mocą, a sukces nie przełożył się tak dobrze na kolejne albumy zespołu, Presence i In Through the Out Door. Houses of the Holy to ostatni raz, kiedy Led Zeppelin byli naprawdę wolni w błogiej ekspresji, a muzyka i kompilacja była w punkt. Jak zauważył w 2003 roku pisarz Rolling Stone, Gavin Edwards: „W końcu nadmiar zamieniłby się w bombastyczność, ale na Houses wciąż dostarczał inspiracji.”
Led Zeppelin to mój ulubiony zespół i słucham ich muzyki przez cały rok, jednak Houses of the Holy jest szczególnie idealnym odsłuchem na słodkie lato i nie mogę się doczekać, aby ustawić igłę na tej płycie, gdy stopnieje śnieg i zaświeci słońce w tym roku.
Dzięki za czytanie i słuchanie! Cieszcie się początkiem wiosny w wasz ulubiony sposób i przy waszej ulubionej muzyce. Czy mogę zasugerować Led Zeppelin III, który jestem pewien, że będę omawiać jakiś czas w przyszłości. Prędzej jednak niż to, mam nadzieję zobaczyć cię tutaj ponownie w przyszłym tygodniu na więcej zabawy!
Tańczące dni są tutaj ponownie,
Alex
.